Ernest Skalski Ernest Skalski
1533
BLOG

Płacę, wymagam

Ernest Skalski Ernest Skalski Polityka Obserwuj notkę 52

 
 
Nie chcę płacić partiom politycznym jak leci. Tylko za to, że są. Dlatego popieram Donalda Tuska w tej sprawie w  tej sprawie. Z zastrzeżeniem, bo działalności gospodarczej partie nie powinny prowadzić, jako że w tym najłatwiej o...niejasności, mówiąc oględnie. Wiem jednak, że cały ten jego pomysł się nie utrzyma. Będzie miał przeciw sobie zwarty front, łącznie z koalicyjnym partnerem – PSL. Wiadomo, pieniądze. O Kościele Anglikańskim powiedział Karol Marks, że łatwiej znosi krytykę trzydziestu dziewięciu swoich dogmatów niż jednej trzydziestej dziewiątej swoich dochodów. Nie tylko on.
 
Na wstępie uchylam najczęściej powtarzany argument za zasilaniem partii, a mianowicie ten, że jak nie będzie oficjalnych pieniędzy z budżetu, to będę nieoficjalne, dawane pod stołem, w zamian za poparcie interesów darczyńców – praktycznie wielkiego kapitału – kiedy dana partia dojdzie do władzy. Nie przyjmuję tego do wiadomości, bo nie można z góry zakładać nieuczciwości i płacić samemu, żeby podejrzany nie zgarnął na własną rękę z innego źródła. To haracz i szanujące się państwo nie może sobie pozwolić na jego płacenie.
 
Teraz się będę powtarzał, przytaczając pod raz niewiadomo który, amerykańską odzywkę; czy poparłeś to swymi pieniędzmi ? I, ciągle się powtarzając, przypomnę, że na jednym biegunie poparcia czegokolwiek znajduje się poniesienie męczeńskiej śmierci, znoszenie tortur, więzienia, wygnania, utraty majątku i bliskich, a na drugim oddanie głosu w wyborach pod warunkiem, że akurat nie pada i nie mamy ciekawszego zajęcia.
 
Jeśli zatem żyjemy w takich, szczęśliwych, choć mało ekscytujących, czasach, że ojczyzna, ani żadna w niej idea nie wymaga nadstawiania piersi czy głowy, składania ofiary z życia, to niech obywatel wysupła choć parę groszy na coś na czym mu naprawdę zależy. Idee i cele, które nic nie kosztują to potrafi mieć byle pętak. Jeśli więc, obywatelu, uważasz, że krajowi i tobie – bo to zazwyczaj idzie w parze – dobrze zrobią rządy PUPwGP - Partii Umiarkowanego Postępu w Granicach Prawa, czy też SPSz - Stronnictwa Powszechnej Szczęśliwości, to zapisz się i płać przyzwoicie składki, lub też ofiaruj im jakieś swoje pieniądze.
 
Powtarzam; swoje ! Bo ten jeden procent na szlachetny cel, który wskazujemy w zeznaniu podatkowym, to pieniądz, który tak czy inaczej musimy wydać, czyli wymuszamy na państwie, by skierował go tam, a nie gdzieindziej. Dopiero złoty na tacy w kościele, czy włożony do puszki wiadomej Orkiestry stanowi prawdziwą ofiarę. I dlatego uważam, że byłoby słuszne i sprawiedliwe, godne, choć zbawienne to by już była przesada, gdybyśmy z własnej nieprzymuszonej woli łożyli na przez siebie wybrany kościół, wybraną partię, wybraną organizację pozarządową (NGO). I żeby państwo nas nie zmuszało do tego płacenia, a ewentualnie służyło aparatem skarbowym jako sprawny pośrednik.
 
Sposobów płacenia jest wiele. Jeden ma być tylko, prosty i bezwzględny warunek; pieniądze na partie i wydawane przez partie musza być kontrolowane i jawne. Internet i audyt. A dawać można na różne sposoby; Daję ci,  twoje, rób z tym co uważasz. Mnie nic do tego. A jeśliś dobry obywatel i darowizna ma jaką taką wartość, to zapłać od niej stosowny podatek. Ale może też być darowizna celowa. Ofiarowuję swoją kolekcję motyli mej ulubionej szkole, po warunkiem, że będzie stale wystawiona w pracowni biologicznej. Jeśli szkoła nie chce czy nie może spełnić warunku, odmawia przyjęcia daru. Jeśli może i chce, podpisujemy obowiązującą umowę, lub stosujemy właściwy przepis prawny.
 
Pobawmy się w warianty płacenia. Jeśli chcę aby mój umiłowany przywódca palił cygara Cohiba i pijał wino Petrus (sześć tysięcy złotych butelka w knajpie !), to mu daję na to, lub na cokolwiek innego, a on płaci podatek od darowizny i, będąc na wysokim stanowisku publicznym, wpisuje to do rejestru korzyści. Czy prezes PIS powinien wpisać i zapłacić, biorąc pieniądze na adwokata wstępującego w jego prywatnych sprawach ? Tak, powinien. I czy na to powinna być przeznaczone subsydium z budżetu ? Zdecydowanie; nie. A uposażenie prezesa i aparatu z pieniędzy partyjnych ? Tak, oczywiście. Ochrona prezesa chyba też się tłumaczy, choć jej liczebność robi wrażenie, że służy bardziej podkreśleniu ważności chronionego obiektu niż bezpieczeństwu. Pieniądze lokowane w jakieś spółki raczej nie mieszczą się w celach subsydium. Wyjaśnić !
 
Z kolei wydatki liderów Platformy budzą nie tyle moje oburzenie ile zażenowanie. Szef mojego rządu nie może robić wrażenia, że reprezentuje dziadowski kraj. Ma zarabiać tyle, żeby za swoje pieniądze być elegancko ubranym, gdy trzeba, i mieć elegancką małżonkę. Jak chce z kolegami poharatać gałę, to dżentelmeni mają się sami zrzucić na wynajęcie boiska, a potem odprężyć się przy winie i cygarach, niekoniecznie na krzywy ryj.
 
Krótko przed wojną, w II RP,  najniższe państwowe uposażenie dostawał woźny i było to sto złotych miesięcznie. To była w ówczesnej rzeczywistości niższa klasa średnia, bo ze stałym dochodem. Rodzina nie głodowała i nie musiała się wstydzić swego wyglądu w kościele. Prezydent i premier Najjaśniejszej Rzeczpospolitej mieli miesięcznie trzy tysiące złotych uposażenia i tyle samo  nie opodatkowanego dodatku reprezentacyjnego. Państwo, jedno z biedniejszych w Europie, nie musiało się za nich wstydzić. Z kolei znajomy rodziny, młody wówczas inżynier u Siemensa, specjalista od linii przesyłowych, też zarabiał trzy tysiące miesięcznie, tyle że bez dodatku.( Nota bene, na ostatniej w życiu posadzie, jako główny specjalista w Ministerstwie Energetyki PRL, też zarabiał trzy tysiące złotych miesięcznie.) Te proporcje były wtedy – przed wojną -powszechnie akceptowane i czerwoniak, słynny Ikac, Ilustrowany Kurier Codzienny Mariana Dąbrowskiego, nie pisał, że premier pije za nasze.
 
W roku 1991 leciałem z premierem Bieleckim i oficjalną delegacją do Seulu i Tokio. Od pani Barbary Bieleckiej dowiedziałem się, że wielkim dla niej problemem są obowiązkowe zalecenia przysyłane przez Protokół, jak ma być ubrana na poszczególne oficjalne okazję. No, ale państwo było wówczas młode i biedne… Nie młode i nie biedne były już wtedy Stany Zjednoczone. Nie świadczyły o tym przyjęcia u prezydenta Busha seniora. Byłem gdy przyjmował Lecha Wałęsę w czasie jego historycznej – We, the people…” – podróży i w parę miesięcy później – premiera Mazowieckiego. Trunki, owszem, markowe, ale pili tam bardziej niż umiarkowanie. A z zakąsek; jakieś kanapeczki i na bemarach coś jakby boeuf stroganoff i niespecjalne owoce morza. Tam po prostu nie wypada używać sobie za publiczne, bo demokracja. Z nieco wcześniejszych czasów, późnego Gierka, kiedy wszystkiego już brakowała, a szynka była symbolem minionego luksusu, pamiętam – no trudno, przedawniło się, a IPN i tak mnie rozliczy – że gdy nasz, narciarski klub dziennikarzy był podejmowany przez lokalne władze w górskich okolicach Polski, stoły były różowe od szynki. Władza, ma mieć….wasza mać !
 
Na mnie jednak największe wrażenie zrobił opis kwatery marszałka Koniewa u Milovana Dżilasa, nie pamiętam czy w ”Nowej Klasie” czy w ”Rozmowach ze Stalinem”. Była wojna, ogromny kraj głodował, by zapewnić dzienną rację żołnierzom, którzy walczyli i tak ”przymierając głodem czasem”. A dowodzący frontem urządzał gargantuiczne obżarstwa i pijaństwa. Przecież nie za swój marszałkowski żołd.
 
Wracamy do naszych czasów i spójrzmy na realia. W zeszłym roku subwencja z budżetu dla PO wyniosła 18,3 miliona złotych, a dla PIS – 17,1 miliona. Różnica niewielka, uzasadniona wynikiem wyborów. Ale już ze składek i darowizn Platforma miała 1,6 miliona, a PIS – 0,48 miliona. Ponad trzy razy mniej. Czy dlatego, że platformersi utuczyli się na krzywdzie pisowców i maja z czego płacić ? Niezupełnie. Mały PSL dostał 6,6 miliona subwencji, ale zebrał w postaci darowizn i składek 2,9 miliona. A równie niewielkie SLD – 6,5 subwencji i 1,9 składek i darowizn. Bieda uczy zaradności. Ja przynajmniej chętnie dołożę się do interesu komuś kto sam o niego potrafi zadbać.
 
A jeśli już swymi pieniędzmi wspomagam partię polityczna, to powinienem mieć jakiś wpływ na to na co idą moje pieniądze. I prawo powinno to umożliwiać. Nie jestem bowiem absolutnym przeciwnikiem dofinansowywania partii przez budżet, bo zdaje sobie sprawę, że partie są niezbędne w systemie parlamentarnym. Chciałbym tylko, aby pieniądze podatników nie były podstawowym, czy praktycznie jedynym źródłem ich utrzymania, a jedynie dodatkiem. I żeby nie był to grosz uszczknięty z budżetu policji czy MSZ, lecz pieniądz wkład generowany przez konkretnego zwolennika konkretnej partii. Państwo zaś nabywałoby moralną legitymację do stawiania warunków partiom, operując zwolnieniem podatkowym. Obywatel miałby prawo wpłacić zarejestrowanej partii jakąś sumę w ciągu roku, odliczając ją od wpływów podlegających opodatkowaniu.
 
Jako zgniły liberał uważam, że mógłby to być jakiś procent od dochodów podlegających opodatkowaniu. Nie mam nic przeciw temu, by bogatsi dobrowolnie – podkreślam; dobrowolnie - płacili więcej na dowolny publiczny cel. Biednych jest więcej, więc ich wdowie grosze mogłyby równoważyć dotacje milionerów. Wiem jednak, że przejść może – jeśli cokolwiek przejdzie - nie procent a jedynie taka sama suma płacona przez doktora Kulczyka jak i magistra Malinowskiego. I partia nie zapłaci od tych pieniędzy podatku, wydając je na cele ustalone w ustawie; tyle na think tanks i ekspertów, tyle na uposażenia aparatu, tyle na ogłoszenia płatne i jak najmniej na bilboardy, szpecące naszą rzeczywistość.
 
W ten sposób budżet traciłby niewiele – podatek od darowanych sum - a partie musiałyby konkurować nie tylko o głosy wyborców, lecz i o ich kasę, co uważam za cenne. Może poparcie, w które ktoś zainwestował swoje pieniądze (”Czy poparłeś…?”) uczyniłoby  naszą scenę polityczną nieco bardziej stabilną. A poza tym, ja, Ernest Kajetan Skalski, o wiele chętniej powierzę swój kraj partii zaradnej, która to udowodni, zdobywając kasę dla siebie, niż gołodupcom, co to mają gęby pełne słusznej słuszności i dwie lewe ręce do roboty. Lecz ponieważ żyjemy w demokracji znajdą się amatorzy na jednych i drugich.
 

”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka