Ernest Skalski Ernest Skalski
170
BLOG

Słowo się rzekło

Ernest Skalski Ernest Skalski Polityka Obserwuj notkę 65

 
Obiecałem, pisząc po pierwszej debacie, że gdyby Kaczyński okazał się lepszy od Komorowskiego to bym to napisał. Więc piszę. Był zdecydowanie lepszy, przede wszystkim od siebie z niedzielnej debaty. Czy wygrał ? Według mnie był to remis ze wskazaniem na Kaczyńskiego. Politolodzy, analizujący debatę, w większości uznają przewagę Kaczyńskiego. Sondaże, oparte na własnych sympatiach i antypatiach oraz na ogólnym wrażeniu, dają przewagę Komorowskiemu. Zważywszy na element osobistego przekonania w ocenie, możemy pominąć sondaże dla ”Gazety” i Onetu, w których Komorowski wygrał zdecydowanie. W sondażu dla ”Rzeczpospolitej” jego przewaga jest niewielka, lecz jest.
 
O ile w pierwszej debacie przeważała gra na jedna bramkę, o tyle w drugiej piłka przelatywała spod jednej bramki pod drugą. Końcowa zagrywka należała do marszałka i zapewne ona dała mu pewną przewagę w ocenie. I o to chodzi w wystąpieniach przed wielomilionową widownią. Na ringu nie jest ważne kto jest przystojniejszy, kto ma wyższy iloraz inteligencji, czy większą ilość zwycięstw w swojej karierze. Liczy się kto kogo pośle na deski, albo przynajmniej wypunktuje. Bo debata to mecz, w którym stawką jest zdobycie poparcia, a nie konferencja naukowa czy narada robocza. To upoważnia Kaczyńskiego do stwierdzenia, że powiedział co chciał powiedzieć, a Komorowskiego do mówienia, że wygrał dwumecz.
 
Wiem, że dostanie mi się za oględne sformułowanie. Bo jeśli przegrana Kaczyńskiego w pierwszej turze była dla jego fanów, w najgorszym przypadku remisem, to jego przewaga w drugiej urasta do skali zwycięskich: Grunwaldu, Kłuszyna, Wiednia i Warszawy 1920, razem wziętych. Trudno. Tak twierdzę i inaczej nie mogę. A generalnie to jestem umiarkowanym pesymistą. Pesymistą, bo dopuszczam możliwość, że Kaczyński wygra te wybory. Umiarkowanym, bo myślę, że nie musi tak być. A jeśli i będzie, to Polska to przeżyje, aczkolwiek sporym kosztem, jazdą na hamulcu przez najbliższe pięć lat. Przy tym, nawet będąc pesymista, nie jestem katastrofistą. Żaden wynik wyborów nie oznacza katastrofy. A jak wygra Komorowski ? To będę się cieszył, lecz także umiarkowanie. Bo będzie nas czekał trudny rok przed wyborami parlamentarnymi i niepewna przyszłość w czterech następnych latach.
 
Czego się wstydzicie ?
 
Póki co Komorowski zachowuje niewielką przewagę, ale znowu się może okazać, że to poparcie było przeszacowane, a Kaczyńskiego niedoszacowane. Zastanawia mnie dlaczego tak się dzieje. Zwolennicy PIS i jego lidera mają wyjaśnienie; presja ”salonu”, medialnego mainstream’u, niechętna mina ankietera. Zapewne tak jest, ale… Matactwo, zwodzenie oponenta bywa na miejscu w handlu, w pokerze, na wojnie. Wszakże nurt, obecnie wcielony w Prawo i Sprawiedliwość, reprezentowany przez prezesa Kaczyńskiego, nie występuje jako sprzedawca przeterminowanej kiełbasy. Jest aksjologiczny. Głosi szczytne hasła, dające się sprowadzić do triady: ”Bóg, Honor , Ojczyzna” (wszystko z największej litery – obowiązkowo.) Odwołuje się do pamięci bohaterów narodowych, którzy na ołtarzu Ojczyzny składali swe życie, wolność i majętność całą. Do męczenników, którzy za najwyższą cenę dawali Świadectwo. Co zatem sądzić o ludziach, którzy dopiero izolowani w kabinie wyborczej, postępują w zgodzie ze swym sumieniem, a wyrzekają się swej postawy w obawie przed drwiącym głosem ankietera w telefonie ?
 
Co jakiś czas dostaję maila z zapewnieniem, że jego autor ma dwa dyplomy i robi doktorat, zna kilka języków, prowadzi światowe życie i międzynarodowe interesy, a przy tym jest zwolennikiem PIS i Jarosława Kaczyńskiego. Więc prosi, aby nie pisać, że jego elektorat to ludzie starzy, niewykształceni, biedni prowincjusze.
 
Otóż sam znam takich prosperujących ludzi, głosujących na PIS. Ale statystyka obejmuje całość. Nie dalej, jak w pierwszej turze, 20 czerwca, wśród wyborców Kaczyńskiego było 21,3 procent ludzi z wyższym wykształceniem – więc ma i takich -  a u Komorowskiego – 51,8 procent. Ten drugi wygrał w we wszystkich grupach wiekowych, lecz w starszych jego przewaga była mniejsza. Na Kaczyńskiego głosowały biedniejsze województwa wschodnie i południowe. Z niezrozumiałym dla mnie wyjątkiem Hajnówki, popierającej marszałka.
 
Dygresja. Trochę jeżdżę po Polsce. W ostatni weekend przejechałem się po Podkarpaciu. Matecznik Kaczyńskiego. Jego plakaty widzi się tam w oknach prywatnych domów. Plakaty Komorowskiego zdrapywane i zasmarowywane. A przy tym te tereny to bynajmniej nie jest obraz nędzy i upadku. W miastach i wsiach przyzwoite ulice i latarnie, solidne, zadbane domy, niekiedy wręcz wille. Bardzo rzadko domy drewniane, lecz w dobrym stanie i przeważnie w obejściach gdzie stoi już murowaniec. Czysto, dużo kwiatów. Wszędzie samochody; nie maluchy i nie zardzewiałe rzęchy. Otwarte sklepy, lokale gastronomiczne.
 
Piszę o tym stanie, dla większości już chyba nie zasługującym na zwrócenie uwagi, dlatego że przed dwudziestu lat były to zapyziałe miasteczka, niechlujne obejścia - śmietniki, nawet z murowańcami. Skok cywilizacyjny został tu dokonany w stopniu wyższym niż w Wielkopolsce czy na Opolszczyźnie. To zrobili ludzie, którzy tkwili w peerelowskim i jeszcze dawniejszym marazmie. Co oczywiście nie przekreśla faktu, że dystans do Polski zachodniej pozostał. Jeśli więc PIS występuje jako rzecznik i obrońca Polski B, ludzi biedniejszych, gorzej wykształconych, którzy sobie radzą, mimo że są gorzej ustawieni w rzeczywistości, a jednocześnie są patriotami, to dlaczego część zwolenników się tego wstydzi. Rozumiem, że można się było wstydzić Leppera…
 
Stawka; nie tylko żyrandole, ale…
 
Temat: Polska A – Polska B zajął trochę miejsca w obu debatach panów K. Obaj mówili o nim – i wielu innych tematach – w sposób tak uproszczony, że aż wypaczający sens sprawy. W istocie rzeczy, alokacja środków, zmierzająca do wyrównywania szans, czyli prawdziwa polityka zrównoważonego rozwoju, jest bardzo skomplikowana. Trzeba wiedzieć w co i jak inwestować, by pomóc a nie zaszkodzić, bo i to jest możliwe. Często właśnie inwestycje w metropoliach pomagają prowincji. Lecz prymitywizm kandydatów w podejściu do sprawy jest zrozumiały. Podobnie jak w sprawie prywatyzacji szpitali, gdzie problem nie polega na tym do kogo one należą, lecz w pieniądzach na ich usługi.
 
A przy tym społeczny odbiór wyborów prezydenckich jest w poważnym stopniu zafałszowany. Wydaje się, że większość wyborców uważa, że wybierając prezydenta, wybierają kogoś kto rządzi krajem. I pretendenci czuja się zmuszeni do podtrzymywania tej iluzji. Mówią co i dla kogo zrobią, co komu dadzą. Otóż nic nie zrobią i niczego nie dadzą. Mogą jedynie przeszkodzić by nie zrobił i nie dał rząd. Prezydent Komorowski mógłby ewentualnie dogadać się z premierem Tuskiem, aby ten coś zrobił i dał. Prezydent Kaczyński może doprowadzić do tego, by premier Tusk nie mógł czegoś zrobić i dać. I o to de facto toczy się walka.
 
Pani Bognie Janke – patrz blog – nie odpowiada nijaki Komorowski, a bardziej pasuje Kaczyński, który jest ”jakiś”. Gotów jestem się zgodzić z jej oceną kandydatów, lecz wyciągam z niej odmienne wnioski. Gdybym był zwolennikiem PIS i prezesa, głosowałbym na niego w tych wyborach, ale optymalny z mojego punktu widzenia byłby układ; premier Kaczyński i prezydent – Kluzik-Rostkowska, lub Poncyliusz. Natomiast osobowość Komorowskiego akurat pasuje do funkcji przepisanej mu przez konstytucję, której nie zmienimy w najbliższych latach. Prawdopodobnie już nigdy żadna partia nie zdobędzie większości konstytucyjnej, szansą na zmianę może być tylko zgoda głównych sił politycznych. A na to się nie zanosi.
 
Na początku drugiego dwudziestolecia niepodległości mamy już sytuacje przypominającą tę z dojrzałych demokracji, ale jeszcze nie taką samą. Podobnie jak na Zachodzie podstawowe siły, mainstream sceny politycznej, dysponują porównywalnym elektoratem. O wyniku wyborów decyduje chwiejne centrum, które raz popiera jedną, raz inna stronę. W naszym przypadku liczy się głos tych, którzy idąc głosować jeszcze nie wiedza kogo poprą, ani dlaczego.
 
W dojrzałych demokracjach spór dotyczy pieniędzy; niskie podatki, czy wysokie świadczenia społeczne, ile na wojsko, a ile na oświatę i infrastrukturę. Spór jest łatwy bo pieniądze łatwo się dzieli i można go kończyć kompromisem. Kampania jest więc w miarę rzeczowa. U nas de facto chodzi o to samo, jak i o to kto będzie korzystał z fruktów służenia ojczyźnie. Ale jedna ze stron jest ”kupiecka, wyrachowana” a druga buduje swój obraz na Wartościach, z którymi, jak wiadomo, nie może być  kompromisu.
 
I jest jak jest. Atmosfera wojny domowej przy rutynowym sporze politycznym w demokracji.

”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka