Ernest Skalski Ernest Skalski
104
BLOG

Zarządzanie emocjami

Ernest Skalski Ernest Skalski Polityka Obserwuj notkę 108

 


 
Ante Scriptum;Widząc rację po obu stronach, uważam, że należy  zaprzestać demonstracjiprzeciw decyzji o pochówku na Wawelu, choć ją samą nadal uważam za złą. Ale; po pierwsze - już zapadła i zmienić jej nie można, więc po co gorszące sceny. A po drugie – choć już przez dekady, czy dłużej, będziemy mieli problem z Wawelem, nie od niego zależy los Rzeczpospolitej. Po trzecie zaś – ktoś przy tym załatwia swój polityczny interes. Staram się domyśleć kto to jest, jaki to jest interes i jak się go próbuje załatwić. I o co właściwie chodzi dziś w polskim sporze.
 
Dociekania te, które opublikowałem na stronie WWW. studioopinii.pl, pozwalam sobie tutaj przedstawić, licząc że nie zabraknie mi słów krytyki. Wiem z góry, że może być ona daleka od tonu akademickiej dyskusji, ale takie dziś czasy. Naród, czy przynajmniej jego wielka, a już na pewno widoczna, część przeżywa okres pobudzenia emocjonalnego. Komuś kto znajduje się wewnątrz tego wrzenia może się nawet wydawać, że katastrofa pod Smoleńskiem wyzwoliła jakieś siły społeczne, które burzą stare struktury, ”że nic już nie będzie takie samo” Są też liczni zainteresowani tym, by taksię stało.
 
Business as usual, czyli bieżące sprawy.
 
Jeszcze może niezręcznie to mówić, lecz pomimo prawdziwej tragedii, państwo funkcjonuje normalnie, gospodarka i złoty maja się dobrze. Wszyscy, którzy zginęli są w wymiarze publicznym zastępowalni. Oparte na tym wstrząsie emocje potrwają jeszcze jakiś czas, ale będą stopniowo wygasać. Tak jest zawsze i inaczej być nie może. Będziemy jeszcze dłużej zmagać się w polityce ze skutkami tych śmierci, lecz po dokonaniu wyboru nowego prezydenta, czyli już latem, wróci rutyna. Okaże się, ze Polska jest właściwie taka sama jak przed 10 kwietnia tego roku.
 
Każdy chce być ważny i sądzi, że żyje w okresie przełomu. Ale nie łudźmy się, że historia przyśpiesza, że w dniach obecnego pobudzenia następują kardynalne zmiany, Nasza historia wykonała skok na przełomie lat 80/90 i weszliśmy już stopniowo w długie trwanie, jak to określał Braudel.
 
To nie jest bezruch. Coś stale się dzieje. Narastają punkty ilościowe we wszystkich dziedzinach życia. Jesteśmy już innym krajem nie tylko w porównaniu z PRL-em, lecz innym niż byliśmy jeszcze dziesięć lat temu. Tyle tylko, że zmiany nie następują gwałtownie, w spektakularny sposób, odczuwalny przez wielkie rzesze ludzi jednocześnie i z dnia na dzień. Dlatego, kiedy następuje dramatyczne wydarzenie, jak ta katastrofa, może się wydawać, że to jakieś zasadnicze przemeblowanie rzeczywistości.
 
Ponieważ nie potrafię do końca uwolnić się od dialektyki, której uczono mnie ponad pół wieku temu, więc uważam, że stopniowe zmiany ilościowe doprowadzą do przejścia ilości w nową jakość, że wymuszą naprawdę zasadnicze zmiany. Jakie, kiedy ? Zabawię się w futurologa i powiem, że nie będzie to proces narastania sprzeczności między pracą i kapitałem, ani konflikt światowego Południa ze światową Północą, ani chińska ekspansja, ani kryzys energetyczny, ani nawet globalne ocieplenie. Tym co zmusi nas, i innych, do przemeblowania organizacji społecznej, a więc i gospodarki i systemów politycznych będzie zapewne starzenie się i zmniejszanie populacji. Akurat demografia jest nauką prognozującą ściśle na dekady. Ale to nie jest problem, który będzie szczególnie podnoszony w ramach bliskiej już kampanii prezydenckiej.
 
Państwo, owszem, funkcjonuje, ale nie tak jak byśmy sobie życzyli. Gospodarka też funkcjonuje, ale nie zaspakaja naszych potrzeb. Czy jednak jest kraj, w którym by było inaczej ? Te mankamenty rzeczywistości występują, na różnym poziomie, zawsze i wszędzie, co nie znaczy, że trzeba koniecznie rozwalać system. Natomiast zawsze i wszędzie jest wiele do zrobienia w bardzo konkretnej materii. Do tego jednak najmniej predestynowany jest PIS. To partia haseł, apeli, pobudzenia moralnego, na co reflektuje popierająca tę partię mniejszość, która czuje się zagubiona, zagrożona. Nie jest ona w stanie – nieraz z przyczyn od siebie niezależnych - poprawić swego losu, więc obarcza nim rzeczywistość i liczy na rewolucję, nie nazywając jej po imieniu, bo to ma złą konotację. Na tym zawsze i wszędzie bazowały ruchy rewolucyjne, z natury emocjonalne, kiedy już wychodzą ze stadium konspiracji.
 
Nie tylko Wawel
 
Fora internetowe pękają od nienawistnego triumfalizmu czy triumfującej nienawiści. Oczywiście w ramach wielkiego pojednania narodowego. No, a kto nie z nami… Przy czym samo mianowani patrioci decydują kto jest, a kto nie jest patriotą. Język byłby przerażający gdyby nie to, żeśmy się już przyzwyczaili. Święci się więc zwycięstwo nad Salonem, cokolwiek by to miało znaczyć, nad Gazetą Wyborczą i Michnikiem, nad Platformą, nad każdym kto ma zdanie odrębne. To obrazowa brudna piana na obrazowym czystym nurcie szlachetnych uczuć narodu.
 
Nie kpię. Uważam, że zbiorowe emocje, jeśli to nie jest nienawistna rebelia, ale szlachetne uniesienie, są dobre i potrzebne co jakiś czas. Uświadamiają przynależność do nadrzędnej i – w założeniu przynajmniej – jednoczącej wspólnoty narodowej. Wywoływały je pielgrzymki Jana Pawła, wywołały Porozumienia Sierpniowe, bo już nie faktyczny triumf 1989 roku, wywołała śmierć papieża przed pięciu laty i śmierć na lotnisku Północnym pod Smoleńskiem. Teraz większość emocji koncentruje się, co zrozumiałe, na osobie Prezydenta RP.
 
W tej atmosferze nie jest istotne jakim on był prezydentem, jaki był realny bilans jego dokonań, plusy dodatnie i plusy ujemne. Jedni nigdy się nad tym nie zastanawiali. Inni zechcieli, aby ten kogo opłakują sprostał ich emocjom, a jeszcze inni uznali, że nie czas na dokonywanie tego bilansu. Tych wyrwała z tego stanu decyzja o Wawelu, lecz tylko przyśpiesza ona powrót do normalności dnia codziennego.
 
Na prawo i lewo słyszymy, że tragedia połączyła, niechby na krótko, społeczeństwo, czy zgoła Naród, a wawelska decyzja znów go dzieli i to przedwcześnie, bo nawet przed pogrzebem prezydenta. Powstaje pytanie; czy to wypadek przy pracy - ”bo my skorpiony mamy taka naturę” - czy też przemyślane posunięcie ? Sam sobie odpowiadam, że nie wiem, ale to nie ma praktycznego znaczenia, natomiast postępowanie to, rządzenie przez konflikty, wpisuje się w konstytutywny modus operandi PIS-u i jego prezesa. By było uczenie, można się odwołać do koncepcji polityki według Carla Schmitta, którą ma się ponoć kierować Jarosław Kaczyński.
 
Platforma Obywatelska, czy szerzej rozumiana opozycja przeciw Kaczyńskim i ich partii, jest po wypadku skonsternowana. A do tego jeszcze nie wie czy politycznie zyska na tym czy straci. Jej zwolennicy, czy szerzej, opozycjoniści wobec PIS-u, wypowiadają się bardzo oględnie. Natomiast, równie szeroko rozumiany, PIS jest na fali i nie przepuszcza okazji. W niesamowicie agresywny sposób napada – bo to już nie polemika, co widać choćby w naszym Salonie – z oskarżeniami o … nienawiść.
 
Fala ogólnospołecznej żałoby i swoistego kultu tragicznie zmarłego prezydenta jest PIS-owi na rękę. Ale tylko na krótką metę. Opadnie, niechby nawet i nie do końca, w ciągu dwóch z górą miesięcy do wyborów prezydenckich. A wówczas próby podsycania i wygrywania nastrojów z drugiej dekady kwietnia mogą wywołać opór. Podobnie jak obecna decyzja o pochówku w krypcie wawelskiej.
 
Partia rewolucyjna jaką jest PIS, nie może skutecznie funkcjonować bez posługiwania się emocjami. Czy zatem, nie mogąc liczyć na emocje powszechne, nie jest zainteresowana w utrzymaniu i wzmożeniu emocji swojego ruchu ? Nawet kosztem skrócenia tych ogólnospołecznych ?
 
”Krzyż mieliście na piersi, a brauning w kieszeni.
Z Bogiem byli w sojuszu, a z mordercą w pakcie,
Wy, w chichocie zastygli, bladzi, przestraszeni,”
 
To Julian Tuwim po śmierci prezydenta Narutowicza.
 
”Prawdę mając na ustach, a kłamstwo w kieszeni,
będąc zgodni ze stadem, z rozumem w konflikcie,
dzisiaj lekko pobledli i trochę stropieni,”
 
To Marcin Wolski po śmierci prezydenta Kaczyńskiego.
 
Wolski nie jest tym facetem, którego mam za żałosnego idiotę, a który wpierw mówi, a potem – nie, on chyba nigdy nie myśli – tłumaczy się, że nie o to mu chodziło, czy nawet przeprasza. Wolski świetnie wie, że Narutowicz został zamordowany w rezultacie endeckiej nagonki, a Kaczyńskiego nikt nie zamierzał zabijać i nie zabił. Lecz wie również, że większość zachwyconych jego wierszem nie tylko nie wie, iż to przeróbka Tuwima, lecz nawet nie słyszała o Gabrielu Narutowiczu. I słusznie zakłada, że gdy się gra na emocjach, to wpadający w ucho wiersz jest skuteczniejszy od jakiejkolwiek prozy. Lecz jak się to ma do atmosfery powagi i powszechnej zgody w obliczu majestatu śmierci ?
 
Z podobnym słownictwem występuje też Zdzisław Krasnodębski, skądinąd profesor, w ”Rzeczpospolitej” oraz w ”Naszym Dzienniku” (Zabawne, ale w tej drugiej gazecie informacja o autorze pomija, że jest również profesorem w Bremie, a nie tylko na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.) ”Te wszystkie wezwania do jedności mogą być zwykła przykrywką” , ”Czy chcemy zostawić Polskę w rękach tych, którym on, Lech Kaczyński, Polski by nie powierzył. I co zrobić, by Polska w ich ręce się nie dostała ?” ”Grubej kreski tym razem nie będzie. I miejcie odwagę, pozostańcie sobą….Wyśmiewajcie i drwijcie. Bądźcie sobą. Gardzę wami.”
 
Krótko i węzłowato. To aby zatkać gębę komuś kto by chciał wyrazić skruchę i żal z powodu swoich wypowiedzi pod adresem Lecha Kaczyńskiego, czy po prostu wyrazić ubolewanie i współczucie, nawet pozostając krytycznym wobec jego polityki. Pisowcy potwierdzają w ten sposób zarzuty, że to nie był prezydent wszystkich Polaków. Jakby mówili; to nasz i tylko nasz prezydent, my mamy wyłączne prawo go opłakiwać, a innym wara. No bo już się musimy zewrzeć w walce, póki przeciwnik jest jeszcze zdetonowany.
 
Nie należy zapominać, że partia rewolucyjna, zapowiadając świetlaną, nieokreśloną przyszłość, potrzebuje konkretnych wrogów na dziś. Najlepiej z twarzą i imieniem. Ale też anonimowe ataki się przydają. W dzisiejszej ”Rzeczpospolitej” Robert Mazurek publikuje tekst równie żarliwy jak ten prof. Krasnodębskiego, a w nim przepaść między nie nazwanymi z nazwiska i przynależności ”nimi”, a równie nieokreślonymi ”nami”. W okresach polowań na czarownice; za stalinizmu, w 1968 roku, w IV RP, takie teksty maja u czytelnika wywoływać strach; czy aby nie jestem jednym z tych skazanych na potępienie ”ich” i jak udowodnić, że jestem jednym z ”nas”, predestynowanych do zbawienia.
 
Kto sieje wiatr
 
Do konstytutywnych cech takiego ruchu należy również wrogość, czy przynajmniej nieufność w stosunku do innych. W kraju czy zagranicą. Dla komunistów kiedyś naturalnym sojusznikiem byli ”proletariusze wszystkich krajów”, a naturalnym wrogiem była światowa burżuazja. Ale to słabo chwytało nawet w PRL i stąd fenomen nacjonal – komunizmu lat sześćdziesiątych i późniejszych.
 
W przypadku PIS-u, trzeba przyznać, nacjonalizm jest bardzo stonowany. Wyraża się raczej jako lęk, nieufność, wyuczone i cichcem podtrzymywane fobie. W praktyce, zresztą, stopniowo przezwyciężane, w miarę trwania praktycznych kontaktów. Dotyczyło to również Lecha Kaczyńskiego, PIS-owskich europosłów. Ale to jest ekspozytura ruchu i tu się przypomina dawna wypowiedź profesora Andrzeja Paczkowskiego o endecji. W czołówce znajdowali się wytrawni politycy, uczeni profesorowie, poważni publicyści, a dalej – pałkarze i żyletkarze oraz Eligiusz Niewiadomski ze spluwą. Teraz wystarczy przejrzeć fora internetowe, plugawe pisemka, by zetknąć się z erupcją insynuacji i nienawiści. Do wielu tych wypowiedzi PIS się nie przyznaje, lecz ich autorzy przyznają się do niego, czy też dobitnie rozwijają takie poglady. Lecz w nadzwyczajnej sytuacji nawet intelektualista partyjny zapomina prosić Boga, aby go uchował przed pogardą i nienawiścią.
 
Przy takiej potrzebie wrogów przeszkadza Rosja, która w widoczny sposób poprawia swój stosunek do Polski. Z wyrachowania czy może z czystej miłości ? Na pewno widzi w tym swój interes, a my wolelibyśmy czyste, bezinteresowne uczucie. Ale czy to dobrze, czy źle, że Rosja zaczyna dostrzegać swój interes w polepszaniu stosunków z nami ? Oczywiście, wiele się jeszcze może zmienić, również na gorsze. To zależy również od polskiej reakcji, od tego czy wyjdziemy naprzeciw. A w związku z tym kto może ten nie wychodzi. Stąd mamy ubolewania w powodu tego czego Putin nie powiedział, bez kwitowania tego co jednak powiedział i zrobił.
 
Czytamy i słyszymy o rosyjskim matactwie w związku ze śledztwem w sprawie katastrofy. Wypowiedź jednego durnia może nie ma znaczenia w Polsce, gdzie go już znają, ale została zauważona i nagłośniona w Rosji, gdzie też nie wszyscy palą się do poprawy naszych wzajemnych stosunków. Zaś eksminister i poseł Antoni Macierewicz domaga się by śledztwo znajdowało się w rękach polskich, bo nie wie lub udaje, że nie wie, iż międzynarodowe przepisy wymagają by przeprowadzał je kraj, w którym się katastrofa zdarzyła przy udziale strony poszkodowanej. I tak się dzieje. Lecz czytelnicy ”Naszego Dziennika” mogą tego nie wiedzieć, więc czemu tego nie wykorzystać.
 
Jest też propaganda polegająca na podmianie i powtarzaniu podmienionych określeń. Nikt się nie przyczepi do ”przejęzyczenia”, które może się przyjmie i zapadnie w świadomość, jak poniektórym w świecie zapadły ”polskie obozy koncentracyjne”. Wiec niezawodny ”Nasz dziennik” pisze o ”ofiarach w Lesie Katyńskim”. Nie, nie chodzi o polskich oficerów rozstrzelanych w tym lesie w roku 1940, lecz o 96 pasażerów, którzy ponieśli śmierć na lotnisku Północnym w Smoleńsku.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka